Franz Maurer powrócił. Recenzja filmu „Psy III”

Psy 3

Nie rozbudza się legend na nowo. Nie dopisuje się do nich kolejnych epizodów. One trwają gdzieś w przeszłości. Władysław Pasikowski postanowił jednak wyłamać się z tej zasady i dać Franciszkowi Maurerowi trzecie wcielenie. W piątek, 17 stycznia, do kin wszedł film „Psy III. W imię zasad”. Legenda wróciła.

Głośne zapowiedzi, dobry zwiastun i fenomenalne poprzednie odsłony – to sukces na pełną salę kinową. Przed seansem słychać, że większość osób cytuje miedzy sobą kultowe teksty głównego bohatera granego przez Bogusława Lindę. Teraz Franz po dwudziestu pięciu latach odsiadki za pięciokrotne zabójstwo wychodzi na wolność. Będzie musiał zmierzyć się z nową rzeczywistością, ale i demonami przeszłości. Przez ćwierć wieku wiele się zmieniło. Jego kontakty stały się nieaktywne, dawna ekipa przestała istnieć. Pozostał już tylko Waldek Morawiec (Cezary Pazura), który teraz staje przed ogromnym problemem. Pomoże mu nie kto inny jak dawny przyjaciel z firmy.

Akcja toczy się głównie wokół zagadki tajemniczego zniknięcia syna Morawca. Wątki poboczne dotyczą sytuacji w Policji. Wydaje się, że Pasikowski chciał tym nawiązać do pierwszego z serii filmu „Psy”, który dotyczył transformacji w służbach PRL. Brak jest typowo odniesień gangsterskich i mafijnych, które nadawały ton „Psom. Ostatniej Krwi”. W tym wszystkim wysuwa się na głównego bohatera i nadaje ton całej akcji komisarz Witkowski (Marcin Dorociński) – nieugięty pies stojący za wszelką cenę po stronie prawa, próbujący naprawiać złą rzeczywistość. Powoduje ton, że Maurer staje w jego cieniu jako podstarzały były esbek.

Tytuł filmu bezpośrednio nawiązuje do cytatu z jednej z ostatnich scen pierwszej części „Psów”. Należy jednak zastanowić się, gdzie w tym filmie te zasady są. Dotyczyć mogą one zarówno zasad służby policyjnej, zasad przyjaźni czy relacji ojcowsko-synowskich. Wszystkie z nich są jednak przekraczane, a wraz z nimi zasady rządzące dwoma poprzednimi obrazami Pasikowskiego, który poszedł w stronę twórczości Vegi. Momentami puste i nic nie wnoszące dialogi, przydługie i nudne sceny, przewidywalność akcji to niestety nie wszystkie zarzuty, które można kierować w stronę reżysera. Film w wielu scenach oderwany jest od realizmu. Szczególnie wówczas, gdy główni bohaterowie ścierają się z połową stołecznego garnizonu policyjnego. Łatwo zauważyć wiele nawiązań m.in. do sprawy zabójstwa Litwinienki w Wielkiej Brytanii czy do śmierci Igora Stachowiaka. Koneserzy kina westchną z pewnością na widok postaci łudząco podobnej do policjanta Normana Stansfielda z „Leona Zawodowca”.

Są jednak momenty, kiedy na twarzach oglądających pojawi się delikatny uśmiech nostalgii i tęsknoty za „Psami” z lat 90. Kultowe teksty, znajome postacie, na których twarzach i sposobie gry czas odcisnął piętno. I trąbka, która wywoła dreszcz emocji. Właściwie jedynie muzyka Michała Lorenca to element, który pozostał z dwóch pierwszych części przygód Franciszka Maurera jako całkowicie niezmieniony.

Film należy ocenić jako mocno średni. Przed seansem polecamy obejrzeć dwie poprzednie części, żeby orientować się we wszystkich wątkach. Wprawdzie jest dobrze zrobiony, ale raczej trudno mu będzie wejść do klasyki polskiego kina, nie mówiąc już o kultowości tekstów. Łatwo zapełnić salę kinową w dniu premiery. Zdecydowanie trudniej sprawić, żeby pokolenia sięgały po niego. Mamy nadzieję, że „W imię zasad” zakończy przygody Maurera. Legenda lat 90. niech dalej trwa niewzruszona.
Kawęczyn: Druhowie rywalizowali w piłkarskim turni...
Oskar Brzostowski powalczy w kolejnym etapie The V...

Podobne wpisy

 

Komentarze

Umieść swój komentarz jako pierwszy!
Gość
piątek, 29 marca 2024

Zdjęcie captcha

Redakcja:

Redaktor: Katarzyna Błaszczyk

Kwiatowa 24, 62-700 Turek
Telefon: 508 220 173
e-Mail:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.,
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.