Zza biurka do domku na drzewie - czyli w pogoni za uciekającym czasem z Dorotą Chudzik

Dorota Chudzik

Marzenia. Można się nimi upajać lub je realizować. Nasza bohaterka zdecydowanie wybrała to drugie. Po dziesięciu latach pracy w finansach dla Trinity College w Dublinie postanowiła, że wyjedzie w podróż dookoła świata. Właśnie mija rok, odkąd pożegnała się z biurkiem. Ma za sobą pobyt w Azji - w tym m.in. Japonię, Tajlandię, czy rajskie wyspy Indonezji. Wywiadu udziela nam będąc w Australii. Poznajcie Dorotę Chudzik.

Ma 37 lat. Pochodzi z Kawęczyna. W Turku ukończyła I LO, potem studia na Politechnice Łódzkiej. Zawsze dobrze zorganizowana, z pomysłami na aktywny wypoczynek. Oczywiście wyjazdowy. Ma na swoim koncie wiele wycieczek, jak choćby Stany Zjednoczone, czy Islandia.

- Wyjazd z Dorotą to pewność, że nie będzie leżakowania na plaży, ale wzmożona aktywność - mówi Anka, przyjaciółka Doroty, uczestniczka kilku wyjazdów – Wszyscy padali ze zmęczenia, a Dorota mówiła, żeby zbierać siły, bo jeszcze jest wiele punktów do zobaczenia. Po wycieczkach z Dorotą nie ma niedosytu turystycznego. To znaczy jest jeden. Niedosyt Doroty.

Po studiach Dorota postanowiła, że wyjedzie do pracy za granicę. Wypadło na Dublin. Tam spędziła ostatnie dziesięć lat. Jak można się łatwo domyślić wszyscy znajomi Doroty mieli okazję poznać to miasto i okolice czytaj: wyspę od podszewki. Potem także znajomi znajomych. Ale, co tam Dublin i Irlandia, skoro świat kryje w sobie tyle tajemnic?

Skąd pomysł na podróż dookoła świata?
Największy wpływ na moją decyzję miała chyba świadomość upływającego czasu. Dziesięć lat w Irlandii minęło mi jak z bicza strzelił i wiedziałam, że kolejne dziesięć minie równie szybko, a ja chciałam doświadczyć czegoś więcej niż tylko pracy od 9tej do 17tej i urlopu od czasu do czasu.

W międzyczasie natknęłam się w Internecie na kilka blogów i historii osób, które rzuciły wszystko i ruszyły w świat. Zaczęłam czytać i powoli wciągać się w temat, bo podróże mnie zawsze pasjonowały.

Co ciekawe, w okresie kiedy dopiero kiełkował we mnie pomysł, żeby zrobić sobie przerwę i ruszyć we własną podróż, zorganizowali nam w pracy szkolenie z zakresu samorozwoju/uważności (mindfulness). Prowadzący zapytał: Gdybyś się dziś dowiedział, że został Ci tylko rok życia, to co byś zrobił, gdzie byś był, z kim? A po chwili dodał: Dlaczego musisz czekać, aż zostanie Ci tylko rok? Wtedy pomyślałam, otóż to, robię przerwę w karierze i na pewno nie będę tego żałować. Czas zainwestować w siebie i użyć życia zanim najlepsze lata przeminą. Od tego momentu zaczęłam planowanie podróży, a kilka miesięcy później poprosiłam o urlop.

Przewróciłaś swoje życie do góry nogami. Porzuciłaś dobrobyt i stabilizację, wybierając spontaniczność i nieznane. Co w tej decyzji było najtrudniejsze?
Sama decyzja o wyjeździe nie była trudna. Wiedziałam, że coś muszę zmienić, bo życie ucieka mi gdzieś bokiem. Gdyby manager nie zgodził się na urlop byłam gotowa zrezygnować z pracy, bo wiedziałam, że nie będę żałować tej decyzji. W wyprawie towarzyszy mi mój życiowy partner Peter. Mamy o tyle dobrą sytuację, że jesteśmy wolni i nie mamy zobowiązań typu kredyt. Możemy się spłukać do zera, zacząć od nowa i nikt na tym nie ucierpi. Nie mamy nic do stracenia, a to co zyskamy jest bezcenne, bo tych wspomnień i doświadczeń nikt nam nie odbierze.

Jak wyglądają przygotowania do takiej wyprawy, co by nie mówić wyprawy życia?
Kiedy już podjęliśmy decyzję, że jedziemy w świat i że zaczynamy od Azji skupiliśmy się na rzeczach podstawowych. Przeglądałam blogi i portale podróżnicze w poszukiwaniu wskazówek i rekomendacji co jest niezbędne. Polowałam na wyprzedaże w sklepach outdorowych, żeby kupić odpowiednie ubrania (typowo turystyczne czyli lekkie i szybko schnące) czy sprzęt (jak latarki czołówki, moskitierę, śpiwory, plecaki). Musieliśmy zadbać o dokumenty czyli wybrać ubezpieczenie podróżne, wyrobić międzynarodowe prawo jazdy, wybrać konto bankowe, żeby bezpiecznie i bez większych opłat móc płacić w każdej walucie, do tego szczepienia, informacje o wizach w poszczególnych krajach.

Było sporo siedzenia w Internecie, czytania, porównania, ale z każdym punktem byliśmy coraz bliżej kompletnej listy i coraz lepiej przygotowani do wyjazdu.

W dobie Internetu, gdzieś na Facebooku, w odpowiedniej grupie, dostanie się odpowiedź na każde pytanie, takie przygotowania wcale nie są trudne. Mamy XXI wiek, świat staje się coraz mniejszy, coraz łatwiej się podróżuje, jest mnóstwo aplikacji które wszystko ułatwiają. Na przykład jest darmowa apka do zwiedzania kompleksu świątyń Angkor Wat w Kambodży, wszystkie info o każdej świątyni, nawet przewodnik nie jest potrzebny.

Wasza podróż to ściśle określony plan, czy raczej spontaniczne wybory na to, gdzie dalej?
Plan podróży mieliśmy i mamy dość luźny. Zaczęliśmy w Azji Południowo-Wschodniej, ale głównym celem była Australia i Nowa Zelandia. Zanim wyjechaliśmy mieliśmy mniej więcej zaplanowaną Tajlandię, bo to był nasz pierwszy przystanek, wszystko inne było organizowane w trakcie i dopasowywane do tego, na co mieliśmy ochotę. Póki co, idzie nam dobrze. Powoli kończymy naszą podróż przez Australię i zaczynamy myśleć o Nowej Zelandii. Konkretnych planów jeszcze nie ma, bo za dużo mamy niewiadomych, ale w swoim czasie wszystko będzie załatwione.

Macie za sobą wiele tysięcy kilometrów, kilkanaście krajów i tyleż kultur. Co do tej pory było największym wyzwaniem?
Oboje zgodnie twierdzimy, że największym wyzwaniem było kupno właściwego samochodu na podróż przez Australię. Wcześniej byliśmy turystami od hotelu, do hotelu i polegaliśmy na transporcie publicznym lub prywatnym. W Australii chcieliśmy mieć swoje auto, żeby być całkowicie niezależnym. Planowaliśmy przejechać kilkanaście tysięcy kilometrów i potrzebowaliśmy auta, które to wytrzyma. Jak wszystkim wiadomo samochód to skarbonka bez dna i zawsze jest coś do naprawienia, zwłaszcza w takim kilkunastoletnim, a kiedy człowiek podróżuje z ograniczonym budżetem chciałby tych napraw jak najmniej. Sporo czasu zajęło nam znalezienie samochodu w dobrej kondycji, który bez problemu przewiezie nas przez Australię, ale w końcu kupiliśmy naszą Vanillę i służy nam ona pięknie.

Czy dotychczas zdarzyło się coś, czego nie zapomnicie do końca życia? Jakieś wyjątkowe zdarzenia, przygody?
Oczywiście! Całe mnóstwo. Sama podróż przez Australię to cudowna, niezapomniana przygoda. Przejechaliśmy ponad 15tys kilometrów przez cztery różne stany, a piąty przed nami. Poznaliśmy mnóstwo ciekawych osób z różnych krajów. Doświadczyliśmy rzeczy, których nigdy się nie doświadczy w Europie. Na przykład taki przejazd przez outback w Australii gdzie od wioski do wioski (czytaj: stacja benzynowa z hotelem, barem i kempingiem) bywa 200-300km, a poza tym sawanna, nie ma dosłownie nic. Jedziesz i trzymasz kciuki, żeby auto nie zawiodło.

W Tajlandii byliśmy w sanktuarium słoni. Spędziliśmy cały dzień wokół tych zwierząt, karmiliśmy je, kąpaliśmy się z nimi w rzece, a w międzyczasie przewodnik przekazał nam mnóstwo informacji. Ważne dla nas było, żeby wybrać miejsce, które nie stosuje słoni do przejażdżek ani innych rozrywek. Słonie tresowane pod biznes turystyczny przechodzą niewyobrażalne tortury. To dość kontrowersyjny temat w Tajlandii.

Bardzo ciekawą przygodę mieliśmy też w Jogjakarcie w Indonezji. W kawiarni wisiało ogłoszenie, że poszukują fotografa wolontariusza do pomocy przy lokalnym wydarzeniu. Mój partner to pasjonat fotografii więc się zgłosiliśmy. Poznaliśmy Nilę, która zaprosiła nas do swojej wioski, przedstawiła rodzinie i znajomym i zabrała na obchody Dnia Sułtana. Peter asystował jej mężowi jako fotograf, od przygotowań poprzez paradę w mieście. Bardzo interesujący dzień. Zwłaszcza w Indonezji gdzie biały człowiek to atrakcja turystyczna i co chwila pozowaliśmy do zdjęć, zarówno z mieszkańcami wioski, jak i policjantami, którzy zabezpieczali całe obchody.

W Kambodży spędziliśmy pięć dni na kursie jogi i medytacji. Nasza pierwsza joga w życiu, ale była to najlepsza inwestycja podczas tej podróży. Mieszkaliśmy w bambusowym domku na drzewie, jedliśmy wyłącznie wegańskie posiłki i wyciszaliśmy nasze umysły. Opuszczałam to miejsce z żalem, bo czuliśmy się tam cudownie i poznaliśmy wspaniałych ludzi z całego świata.

Podróż super szybkim pociągiem w Japonii też była ciekawa, bo tylko tam przejechaliśmy 300km w jakieś 45 minut.

W każdym kraju mamy kilka niezapomnianych historii, poznaliśmy wiele interesujących osób, można by długo opowiadać.

A czy w Waszej trasie jest jakieś miejsce, którego szczególnie się obawiacie?
Nie ma takiego miejsca. Jeśli coś, gdzieś nam nie pasuje to po postu tam nie jedziemy. To nasza podróż i ma być przyjemnością, a nie jakimś obowiązkiem. Przecież nie wszystko musimy zobaczyć.

Mówi się, że podróże uzależniają. Czy podzielasz ten pogląd?
Mnie na pewno uzależniają. Wcale nie muszą to być duże podróże, wystarczy mi wycieczka za miasto. Kiedy pracowałam musiałam mieć coś zaplanowane w kalendarzu co jakiś czas, jeśli nie miałam, to nosiło mnie i szukałam pomysłów. Dla mnie podróżą był też wyjazd do domu, sobotni wypad ze znajomymi w góry, wycieczka gdzieś w nowy zakątek Irlandii, którego jeszcze nie widzieliśmy. Zawsze lubiłam kiedy przylatywali do nas goście, bo mogliśmy z nimi podróżować, pokazywać im Irlandię, nasze ulubione miejsca ale też takie gdzie jeszcze nigdy nie byliśmy. Oczywiście były też urlopy gdzieś w Europie, które zawsze planowaliśmy sami i zawsze były one dość aktywne i pełne różnych atrakcji.

Cudze chwalicie, swego nie znacie. Czy to przysłowie ma według Ciebie ma odzwierciedlenie w rzeczywistości?
Coś w tym chyba jest. Moim zdaniem bierze się to z tego, że mieszkając w danym kraju czy mieście wydaje nam się, że mamy mnóstwo czasu żeby je zwiedzić, skupiamy się zatem na zwiedzaniu innych. Uświadomiłam to sobie w Irlandii. Planowałam spędzić tam rok, więc w każdy długi weekend wynajmowaliśmy auto ze znajomymi i zwiedzaliśmy. Objechałam ten kraj wzdłuż i wszerz kilka razy w ciągu moich dziesięciu lat, widziałam więcej niż rodowici Irlandczycy. Postanowiłam, że jak wrócę do Polski to też będę ją podobnie zwiedzać, bo mamy piękny kraj.

Peter jest z Węgier i często, kiedy przyjeżdża ze mną do Polski robimy sobie wypad gdzieś w kraju. Byliśmy w Krakowie i Tatrach, odwiedziliśmy znajomych w Trójmieście, zrobiliśmy sobie krótki urlop pod żaglami na Mazurach. Pokazując mu Polskę sama odkrywam jej uroki. Marzę, żeby objechać ją tak jak Australię.

Czy podróż dookoła świata to spełnienie Twoich marzeń?
Tak. Odkąd wciągnęłam się w historie osób, które spędziły lata w podróży chciałam doświadczyć tego na własnej skórze. Przekonać się jak to jest żyć z plecakiem, odwiedzać różne kraje, poznawać ich mieszkańców, kulturę i kuchnię, bo ja uwielbiam próbować lokalną kuchnię. Okazuje się, że takie podróżowanie wcale nie jest trudne.

Ważne też było dla mnie to, że odważyłam się wyjść poza ramy swojego wygodnego życia. Przełamanie obaw i przekonanie się, że mogę i że dam radę to chyba najlepsza lekcja.

A co potem? Kiedy marzenia się spełnią?
Zawsze będą jakieś marzenia do spełnienia. Cały czas myślimy o tym, że kiedyś objedziemy Europę kamperem. Marzy mi się road trip po Stanach Zjednoczonych. Chcielibyśmy też wrócić na Islandię, bo bardzo nam się tam podobało. No i Polska oczywiście, bo sporo nam zostało do zobaczenia.
 
Dziękuję serdecznie za rozmowę.

Szczegóły podróży Doroty i Petera można na bieżąco śledzić na ich stronie na Facebooku - Just About Journeys
https://web.facebook.com/justaboutjourneys/

Uroczysta Akademia z okazji 100-lecia Odzyskania N...
Turkowianie wzięli udział w Marszu Niepodległości

Podobne wpisy

 

Komentarze 2

Gość - Dzasta w piątek, 16 listopada 2018 08:21

Marzenia są po to aby je spełniać!
Gratuluję odwagi, podziwiam entuzjazm i zaangażowanie i życzę kolejnych ciekawych miejsc do zwiedzenia, spotkania interesujących ludzi i spróbowania smacznych potraw
Powodzenia

Marzenia są po to aby je spełniać! Gratuluję odwagi, podziwiam entuzjazm i zaangażowanie i życzę kolejnych ciekawych miejsc do zwiedzenia, spotkania interesujących ludzi i spróbowania smacznych potraw:) Powodzenia:)
Gość - Gość w czwartek, 15 listopada 2018 12:40

Marzenia są po to aby je spełniać!
Gratuluję odwagi, podziwiam entuzjazm i zaangażowanie i życzę odwiedzenia kolejnych ciekawych miejsc, spotkania interesujących ludzi, spróbowania smacznych potraw i dużo, dużo pozytywnej energii w dalszej podróży.
Powodzenia !!!

Marzenia są po to aby je spełniać! Gratuluję odwagi, podziwiam entuzjazm i zaangażowanie i życzę odwiedzenia kolejnych ciekawych miejsc, spotkania interesujących ludzi, spróbowania smacznych potraw i dużo, dużo pozytywnej energii w dalszej podróży. Powodzenia !!!
Gość
piątek, 29 marca 2024

Zdjęcie captcha

Redakcja:

Redaktor: Katarzyna Błaszczyk

Kwiatowa 24, 62-700 Turek
Telefon: 508 220 173
e-Mail:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.,
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.